Poniedziałek, 13 lipca 2015
„Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje” – dlatego dzisiejszy dzień rozpoczęliśmy już o 8 rano. Aby się trochę rozruszać przed męczącym dniem, poszliśmy na poranną rozgrzewkę. Do wyboru mieliśmy 3 różne aktywności – pływanie w jeziorze, rozciąganie i bieganie. Po niezwykle męczącym treningu poszliśmy na śniadanie.
Rano okazało się również, że każdego ranka można będzie znaleźć — przyklejone do drzwi — nowe zadania. Pojawiło się zadanie zielone (łatwiejsze) oraz czerwone (trudniejsze). Na rozwiązanie zadań był zawsze czas do końca dnia.
Podzieliliśmy się na 3 grupy, ukryte pod nazwami: Alfa, Beta i Gamma. Każda grupa ma te same zajęcia, tylko w innych godzinach. Dzisiejszego ranka były to: angielski, fizyka i origami.
Tematy porannych zajęć:
- Z angielskiego: „Games”,
- Z fizyki: „Jak powstaje dźwięk?”,
- Na zajęciach z origami tworzyliśmy elementy podstawowe do większej konstrukcji.
Podczas zajęć z angielskiego każda z grup utworzyła własne wiekopomne improwizowane dzieło:
Warsztaty trwały od 9:45 do 13:15. Każde spotkanie trwało 45 minut. W międzyczasie mieliśmy godzinną przerwę na zajęcia sportowe, które niestety – aby nie zmoknąć! – musieliśmy przenieść pod dach. Okazało się jednak, że w naszej dużej sali można grać nie tylko w ping-ponga ale również w badmintona!
Po obiedzie pozwoliliśmy sobie na odrobinę luksusu i zrobiliśmy godzinkę przerwy przed następnymi zajęciami. Warsztaty popołudniowe zorganizowane były w podobnym układzie jak przedpołudniowe, jednak zamiast fizyki była chemia. Spotkania trwały od 15:00 do18:15.
Tematy zajęć popołudniowych:
- Język Angielski: „The Queen’s Hat”,
- Chemia: „Dziury”,
- Origami: „Kostka”.
Po kolacji dokończyliśmy gry i zabawy sportowe by od razu po ich zakończeniu spotkać się na wybierakach:
- Origami,
- „Cyrklem i linijką”,
- Układanie kostki Rubika 2x2x2,
- i po angielsku „Sketches”.
Wieczorem odbył się rytuał przyjęcia w poczet uczestników obozu. Wszyscy bawili się jeszcze lepiej niż wczoraj: barwny korowód wysmarowanych czekoladą(???) postaci sunął w kierunku jeziora śpiewając pieśń przyszłego kolonisty:
Kolonistą zostać chciałem
Panią Martę wciąż błagałem.
Hejże Marto dalej zgódź się!
To jest nawet całkiem okej.
Wiadro kaszy, worek ryżu
Tu się jada jak w Paryżu.
Deszcz wieczorem oraz z rana.
Pogoda jak na Bahamach!
by nad jeziorem spotkać się z wysłannikami Neptuna (niestety władca mórz nie mógł zjawić się osobiście). Każdy pożreć musiał kamyk (wyłowiony z jakiejś glutowatej mazi) i wylosować swe obozowe – matematyczne – imię. A po wszystkim – do wody! Oczywiście ta ostatnia atrakcja nie była obowiązkowa – zaniepokojonych pragniemy uspokoić, że słupek rtęci na naszych termometrach wystawał ponad poziom zera stopni Celsjusza.
Wszystkie zdjęcia zrobione w poniedziałek obejrzeć można tutaj.